Sam nie wiem czemu, ale po tak wczesnym dziele Kusturicy nie spodziewałem się niczego szczególnego. A tu miła niespodzianka, bo film ten niewiele ustępuje jego najlepszym dokonaniom. Oto zderzenie dziecięcej niewinności z brutalnym światem dorosłych. W tle przemiany jakie spotkały Jugosławię w latach 60. i próba odnalezienia się jej obywateli w nieco inne niż wcześniej rzeczywistości. Dyskusje na temat teorii Karola Marksa i życie pewnej rodzinki jako przykład organizacji państwa socjalistycznego. Pierwsza miłość i mlodzieńczy idealizm ginący w oparach papierosów i wódki. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, czyli nie zapominajmy powtarzać sobie, że z każdym dniem stajemy się odrobinę lepsi. Chyba, że nie próbujemy.
Film słodko-gorzki, bardzo poważny i bardzo zabawny zarazem. Czyli cały Kusturica. To jeszcze nie ten jego realizm magiczny, którym rozkochał w sobie rzesze fanów na całym świecie, ale i tutaj pan Emir z sytuacji najzwyklejszych wyciągnąć próbuje zawszę jakąś magię. I udaje mu się to. Dodajmy do tego odrobinę rock'n'rolla i tą specyficzną dla niego lekkość w ukazywaniu nawet najtrudniejszych tematów.
Im więcej jego filmów poznaję, tym bardziej go sobie cenię, tylko nie rozumiem dlaczego mnie to dziwi?